środa, 30 września 2015

Południowe Morawy - Areał Lednicko-Valticki

Areał Lednicko-Valticki to zespół pałacowo-parkowy, którego główne punkty wyznaczają dwa zamki: neogotycki w Lednicach i barokowy w Valticach. Wokól tych dwóch miejscowości rozciągają się pola, winnice, zagajniki, stawy, a wśród nich małe romantyczne arkady i pałacyki.
 







 
 
Z tego też powodu - jak sądzę - Areał został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Zanim tam dojechałam, oczywiście na rowerze, zdążyłam poznać trójkę Czechów, niechcący zaproponować jednemu z nich nieco bliższe "spotkanie" wyjaśniając po polsku, że czegoś szukam w plecaku, potem przekroczyć granicę czesko-austriacką, wreszcie, gdy trafiłam na właściwy szlak, zapoznać staruszka, który dokładnie mi wytłumaczył, którędy warto pojechać i nie mógł się nadziwić, że nie byłam jeszcze na Mazurach. A propos niechcącej propozycji - każdy, kto wybiera się do Czech, nigdy nie powinien mówić, że czegoś szuka. Po czesku to zwyczajnie niedwuznaczna propozycja ;) Lepiej pamiętać, że "szukać" po czesku to "hledat".
Droga do Lednic prowadziła wzdłuż stawów, zamieszkiwanych  przez liczne gatunki ptaków. 
Również zamek w Lednicach, który wygląda jak z bajki, otoczony jest rozlewiskami tworzącymi wysepki, te zaś są połączone mostkami. W parku znajduje się... minaret, gdzie można wspiąć się prawie na sam szczyt wieży po zaledwie 302 schodach. Dla widoku warto...








 







Jakieś 7 km dalej leży miejscowość Valtice, w której na małym ryneczku można zjeść pizzę albo popróbować miejscowych win. Jest tam też okazały zamek. 
Do Mikulova wróciłam malowniczą drogą prowadzącą przez winnice i pola.
 
 



 

 






 

 
 

 

 

 

środa, 2 września 2015

Południowe Morawy - Mikulov

Zna ktoś czeski film "Młode wino"? Jeśli nie, polecam. "Młode wino 2" również. Przezabawne komedie. 
Większość tych, którzy mnie znają wiedzą, że po obejrzeniu "Młodego wina", a było to ładnych kilka lat temu,  potanowiłam, że muszę kiedyś odwiedzić Południowe Morawy - tam właśnie był kręcony ten film, a zwłaszcza w Mikulovie.
Mikulov położony jest tuż przy granicy z Austrią, na trasie Brno - Wiedeń. W związku z tym znany jest Polakom jadącym z/do Chorwacji, ewentualnie z/do Włoch, jako miejsce postoju i noclegu. Jak mówili, wybór tego miejsca padał ze względu na jego niewątpliwy urok. Nikt jednak, z kim rozmawiałam, nie wiedział, że Mikulov leży w regionie winiarskim Czech, a jego okolice mają mnóstwo do zaoferowania, zarówno dla ducha, jak i dla ciała.
Siedząc na ryneczku w Mikulovie miałam wrażenie, ze znalazłam się w środku bajki: jest zamek górujący nad miasteczkiem, rozkoszne uliczki, kamieniczki, kolorowe domki. Najpiękniejszy widok na miasto roztacza się ze Świętego Wzgórza, czyli Svatého Kopečka, na który można się wspiąć 20-minutowym spacerkiem. 






Nie jest to bynajmniej miasteczko uśpione. Zwłaszcza latem, kiedy następuje wzmożony ruch turystyczny. W sobotę ryneczek był zapełniony ludźmi zajmującymi ogródki przy restauracjach i winiarniach, ławeczki wokół fontanny lub po prostu stojącymi sobie w grupkach na skutek braku miejsc siedzących. Prawie wszyscy trzymali kieliszki z winem - głównie białym, porządnie schłodzonym ze względu na temperaturę dość ciepłą tego lata, mówiąc delikatnie ;). Grał jakiś zespół przyjemną czeską muzykę ludową, roznosił się szmer licznych rozmów, w tym mojej z poznaną miejscową rodzinką hippie, która latem miała zwyczaj chodzenia boso. Okazało się, że byli to znajomi sprzedawców wina na stoisku na rynku, którzy w dużej mierze sprzyłożyli rękę do ogólnego spożywania wina sobotnią wieczorową porą i to była moja zguba ;) Z Janą - szyją rodziny - dostałyśmy butelkę za darmo ;) Po wcześniejszych dwóch lampkach wina, pod koniec butelki właściwie mówiłam już prawie jak rodowita Czeszka ;)
Ale wracając do samego miasta. Jest tam sporo do zobaczenia, choć sama, skupiona głównie na jeżdżeniu na rowerze po okolicach, niewiele zwiedziłam. 
Przede wszystkim można zwiedzić zamek. Ja niespecjalnie lubię włóczyć się po zamkowych komnatach, chyba że jest to nocne zwiedzanie. Tak zrobiłam na przykład w Sewilli, gdzie do Alcazar kupiłam bilet (ze sporym wyprzedzeniem, bo liczba miejsc jest mocno ograniczona) na  zwiedzanie nocne, na 21.30. Na teren zamku weszło tylko jakieś 30 osób, zwiedzanie po cudnie oświetlonym Alcazar było prowadzone przez aktorów odgrywających role z epoki, po komnatach król z kochanką prowadzili dyskusje i kłótnie, gdzieś w dali tańczy nimfa, a przygrywał jej w kącie grajek na dziwnym instrumencie strunowym. Tak więc wrażenie było niesamowite. 
Podobnie chciałam zwiedzić zamek w Mikulovie. Okazało się jednak, że nocne zwiedzanie odbywa się nie w soboty, nie w niedziele, co wydawałoby się dość logiczne, ale w środy. Zatem tylko dla bardziej zaangażowanych turystów niż weekendowi. Aaa, i jak zaznaczyli w kasie zamku (trochę z przekąsem) - jest wyłącznie w języku czeskim, więc takie zwiedzanie niewątpliwie kompletnie byłoby niezrozumiałe dla polskiego turysty ;)











Spacerując uliczkami Mikulova można wspiąć się do mikro dzielnicy żydowskiej, gdzie jest możliwość zwiedzenia synagogi i znajdującego się za nią cmentarza.



 Stamtąd droga prowadzi na tzw. Kozią Górkę, skąd rozpościera się (tak sądzę, bo na rowerze nie dotarłam) piękny widok na miasto.



W oddali Kozia Górka

Idąc dalej czerwonym szlakiem, dochodzi się do jaskini, których na terenie krasowym dość sporo. Myślę jednak, że nie jest ona tak spektakularna jak te w Morawskim Krasie. 
Na mikulovskim rynku jest też możliwość zwiedzenia tajemnych piwnic. Niestety zbyt późno odkryłam wejście do nich, a czas było ruszać domu.