sobota, 24 stycznia 2015

Prom do Panamy

Prom istnieje. 


Wróciliśmy do Cartageny. W autobusie poznaliśmy zakręconą Holenderkę, podróżującą sobie samotnie po Kolumbii (co oznacza, że Kolumbia nie taka straszna, jak ją malują).
Autobus wlókł się niemiłosiernie. Najpierw po szybkich negocjacjach na dworcu w Santa Marta ustaliliśmy cenę przejazdu na 20.000 COP, zapakowano nas do pustego busa i zamknięto, chyba dlatego, żebyśmy się nie rozmyślili i nie uciekli, bo musieliśmy w nim czekać ze 40 minut, aż zostanie w sposób satysfakcjonujący zapełniony. Potem co chwila się zatrzymywał, żeby zabrać kolejnych pasażerów, przy czym - miałam wrażenie - najpierw kierowca zastanawiał się, czy pasażerowie mają wsiąść tu, czy parę metrów dalej, potem kolejni pasażerowie zastanawiali się, czy wsiąść do autobusu tego, czy może do innego, gdzie i jak ulokować bagaż... 
W końcu, dojechaliśmy do Cartageny po ponad pięciu godzinach zamiast po czterech. 
Następnego dnia głównym punktem programu był prom. Kazano nam być w porcie o 15.00 (prom miał odpływać o 19.00). Poszukaliśmy taksówki za przyzwoitą cenę, bo ceny za 3-kilometrową trasę rozciągały się pomiędzy 6.000 i 12.000 COP, i punkt 15.00 znaleźliśmy się na Terminal Maritimo, cały czas zastanawiając się, dlaczego aż na 4 godziny przed odpływem. 
Najpierw musieliśmy dostać pieczątki do paszportów chyba upoważniające w ogóle do wyjazdu. Na tym stanowisku też Kolumbijczycy musieli uiścić tzw. podatek wyjazdowy, więc sądzę, że pieczątka ma bardziej charakter podatkowy niż celny. Potem siedzieliśmy i czekaliśmy jakieś 2 godziny aż pojawiła się obsługa, która oklejała bagaż. W sumie miło się siedziało - były stoliczki, strefa wifi, można było kupić jedzenie i picie za niezbyt przyzwoite ceny, a wokół kręciły się pawie, czarne łabędzie, ary, flamingi.


Wreszcie około 17.30 ruszyli wszyscy do odprawy. Trwało to dość długo, bo najpierw pan sprawdzał, czy jest pieczątka podatkowa, potem cały bagaż musiał zostać prześwietlony, niektórzy "wymacani" przez policję na odprawie osobistej. Dalej następna kolejka - odprawa na prom, przydzielenie miejsc. I następna - na szczęście ostatnia - kolejka do odprawy celnej. Nie wiem czemu, ale trzeba było podać zawód. Nie mam też pojęcia dlaczego, ale za każdym razem, gdy mówię tutaj, że jestem prawnikiem i pracuję w sądzie, patrzą na mnie z niedowierzaniem. Pewnie tutejsi prawnicy nie mają w zwyczaju włóczyć się z plecakiem po świecie ;)


I tak oto płynę sobie promem w kierunku Panamy. 
Na promie kolega zauważył gdzieś na drzwiach napis "TYLKO ZAŁOGA". Prom bowiem jest spuścizną - kiedyś pływał pomiędzy Polską i którymś państwem skandynawskim :) Dzięki temu nareszcie nie mieliśmy problemów z ładowaniem wszelkiego sprzętu elektronicznego, bo kontakty miały wejście europejskie. Problem mieli za to miejscowi. Przypuszczam, że obsługa promu jest tutaj przygotowana, bo poszukiwacze gniazdek, żeby załadować swoje telefony komórkowe, są zaopatrzeni w europejskie przejściówki. 


W toalecie również akcent polski ;)

Właśnie przez megafon zaprosili na ósmy poziom do baru z dyskoteką na pokaz samby. Ciekawe, ile tam osób siedzi. Żałujemy tylko, że nie wzięliśmy własnego zaopatrzenia - nikt nie kazał mi wyrzucić butelki z wodą, więc sądzę, że z innym płynem też można by było "przemycić"...
Przed 24-tą poszliśmy zobaczyć, co tam w dyskotece słychać. Wprawdzie pokaz samby już dawno chyba się zakończył, ale impreza była na całego - na parkiecie jakaś para i dwie panie bliżej 70-tki niż 60-tki przedreptywały kroki salsy. Kilka stolików zajętych, ale kiedy rano przyszłam na taras, zewnętrzny i zobaczyłam liczne butelki po piwie i bacardi myślę, że najlepsza impreza była właśnie tutaj ;)
Uraczyliśmy się piwkiem za 3$ i ja poszłam spać. Ale nie było mi dane usadowić się na przypisanym mi miejscu - na podłodze wzdłuż miejsc ktoś spał. I nie była to jedyna osoba, która sobie znalazła takie lokum do spania. Na podłodze spały dzieci i dorośli w każdej wolnej przestrzeni, poza przejściami, że właściwie trudno mi było znaleźć miejsce dla siebie. Ostatecznie też skończyłam między siedzeniami  i nie powiem - nawet czuję się póki co wyspana. 
O 6.30 temperatura na środku Morza Karaibskiego zapowiada tylko i wyłącznie upał - można sobie siedzieć w krótkim rękawku i cieszyć się miłym, lekkim wietrzykiem. 



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz