W Waitomo są jaskinie... Chodzi się w nich po podłogach wyłożonych płytkami i ogląda stalaktyty i stalagmity. Obecności stalagnatów nie odnotowałam. W każdym razie jaskinie w Ojcowskim Parku Narodowym albo w Morawskim Krasie zdecydowanie są bardziej imponujące.
To, co jednak robi wrażenie w jaskiniach w Waitomo - a przynajmniej w tej jaskini, w której ja byłam - to świetliki. Mnóstwo świetlików wiszących na sklepieniu.
Po obejrzeniu mniej atrakcyjnej części jaskini schodzi się schodkami do podziemnej rzeki, żeby wsiąść do łodzi i w egipskich ciemnościach obserwować to niezwykłe zjawisko. Podobno świetlik im bardziej głodny, tym bardziej świeci. Na moje oko te robaczki były ani głodne, ani najedzone.
Widząc ich skupiska na sklepieniu,odnosiłam wrażenie, że patrzę przez niezwykle misterny witraż, przez który próbuje się przebić światło dzienne.
Wygląda to mniej więcej tak (wersja bardziej głodna):
Wygląda to mniej więcej tak (wersja bardziej głodna):
Ostatecznie łódka wypłynęła nagle na zewnątrz jakimś tajnym wyjściem -tak sobie przynajmniej wmówiłam, żeby nadać jaskiniowej wycieczce, której towarzyszyło wszędobylskie kłapanie dziobami Chińczyków, choć odrobinę mistycyzmu...
Tak, tak, Chińczycy są wszędzie, w ilości nieskończonej i na pewno nas zaleją sami sobą, nie tylko chińskimi produktami...
Z Waitomo kierunek Rotorua, czyli gorące źródła, baseny z wodą o subtelnym zapachu zgniłego jaja.
Rotorua to podobno centrum kultury maoryskiej. Dlatego też to, co trzeba tam przeżyć, to niezwykły wieczór maoryski. Wiem, że to kicz i cepelia robiona pod turystów, ale jakże miła :)
Był pokaz na świeżym powietrzu, potem na widowni pod namiotem, potem kolacja, a na samym końcu nocne łażenie po lesie i poznawanie drzew. Tego ostatniego elementu całego wieczoru nie bardzo rozumiałam w kontekście tematyki maoryskiej.
Taniec wojenny haka robi na mnie niezmiennie wrażenie..
Taniec wojenny haka robi na mnie niezmiennie wrażenie..
Rotorua To też miejsce zjawisk geotermalnych - stąd unoszący się wszędzie zapach siarkowodoru.
Nieopodal miasta znajduje się park geotermalny Wai-O-Tapu - obszar dymiących i kolorowych jeziorek. Może to mało fachowo fachowy opis, ale tak to właśnie wygląda. Niesamowite to miejsce, ale... No właśnie jest "ale". Byłam w Yellowstone. Po tym parku Wai-O-Tapu nie zrobiło na mnie już takiego wrażenia, jakie pewnie by zrobiło, gdybym widziała coś takiego po raz pierwszy w życiu.
Jest też gejzer, a właściwie gejzerek i to nieprawdziwy - Lady Knox. Tak naprawdę staje się gejzerem, gdy pracownik parku ku radości wypełnionej po brzegi widowni wrzuci w dziurę w kopcu mydło. Pod jego wpływem woda strzela w górę na ładnych kilka metrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz