poniedziałek, 25 września 2017

Union i Washington Square

Union Square - to tygiel. Tygiel narodowościowy, aktywności, jakie w tym jednym miejscu można zastać i tygiel dochodzących dźwięków. Na jednej stronie placu są stoiska targowe, w innej części grają zawzięcie w szachy i gra tam każdy z każdym, niezależnie od wieku, koloru skóry czy pozycji społecznej. Zaraz obok w kącie mają swoje obozowisko wyznawcy Hare Kriszna czy innych mniej lub bardziej znanych wyznań. A na trawniku w cieniu drzew rozłożone są całe rodziny. Tam gdzieś jeszcze ktoś gra, a skate'owcy prezentują na schodach swoje umiejętności. Między tym wszystkim dodatkowo jacyś turyści, np. ja...
















I moje ulubione miejsce: Plac Waszyngtona. Polubiłam go za klimat i ciszę. Pisząc cisza mam na myśli brak hałasu typowego dla ulic wypełnionymi samochodami. Tam wokół placu praktycznie nie było samochodów. Cisza była wypełniona bardziej szumem fontanny, gwarem rozmów ludzi wylegujących się na trawnikach wokół całego placu i muzyką samotnego saksofonisty czy zespołu grającego po drugiej stronie placu na małej prowizorycznej scenie. W pogodny, ciepły dzień.
Okolice Placu Waszyngtona opanowane są przede wszystkim przez studentów NYU, czyli Uniwersytetu Nowojorskiego. Można tam znaleźć małe, przytulne uliczki, które absolutnie odstają od nowojorskich molochów.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz