wtorek, 26 kwietnia 2022

I taka to Kolumbia...

Kraj zróżnicowany, tu zimno, tam ciepło, a dalej jeszcze upalniej. Ośnieżone Andy, gigantyczna Amazonia, pustynia i wybrzeże Pacyfiku (które jeszcze mnie czekają mam nadzieję) i gorące, kolorowe, jednocześnie niemiłosiernie zaśmiecone wybrzeże karaibskie. Kierowcy, czy to samochodów, czy motocykli, są wyśmienici i wielozadaniowi - już nie będę powtarzać się o kunszcie wymijania autobusem na milimetry wszelkich przeszkód, ale byłam też świadkiem kiedy to motocyklista, jadąc mocno dziurawą drogą, prowadził dwa konie i jednocześnie odczytywał wiadomość na komórce. Telefony komórkowe zresztą są zawsze w użyciu, niezależnie od tego, jakie zadania czekają kierowcę na trasie. Ich używanie nie przeszkadza nawet przy wyprzedzeniu na zakręcie. 
Żeby złapać autobus, jak to zwykle w takich krajach, nie trzeba kierować się na przystanek. W sumie przystanki jako takie istnieją tylko w dużych miastach. Poza tym wystarczy po prostu stanąć w dogodnym miejscu i machać ręką kiedy tylko autobus pojawi się na horyzoncie. Jeżeli nie jest załadowany do granic możliwości, pomocnik kierowcy zawsze z daleka dostrzeże potencjalnego pasażera, łapie jego bagaż, żeby szybko wrzucić do bagażnika i nie gnać dalej. 
Niesamowicie popularna jest tutaj wyczynowa jazda na rowerze. W zależności od części kraju, w ruchu są albo rowery górskie, albo kolarskie. Oczywiście największy podziw wzbudzali we mnie rowerzyści w górach, zwłaszcza ci, którzy właśnie jechali pod górkę przez ładnych kilka kilometrów.
Tak jak to u nas kiedyś bywało, tak obecnie w Kolumbii w dużych miastach czatują goście z butelkami z wodą i ściągaczkami wody, żeby na czerwonym świetle, które uziemia samochody na dwie minuty, zarobić myciem przednich szyb. Każdy orze jak może. Jedni myją szyby, inni próbują sprzedać pojedyncze cukierki z zakupionego opakowania, bo nie chcą żebrać.
Średnia pensja w Kolumbii to jakieś 1000 zł, ale w sumie życie tutaj nie jest drogie. Do pozazdroszczenia jest cena benzyny , bo za galon płaci się jakiś niecałe 10 zł, co daje około 2,5 za litr.
Kawa kosztuje tyle samo albo nawet mniej, chyba że w większych miastach hipstersko chce się napić kawy w sieci kawiarni Juan Valdez, wtedy już trzeba zapłacić trzy razy więcej. W tych miejscach zdecydowanie klientami jest przede wszystkim bogata kolumbijska klasa średnia. Niemniej nawet kawa w małych, prowincjonalnych kawiarniach jest pyszna. A piją ją wszyscy w każdej postaci, czarną, z mlekiem, mrożoną, od rana do wieczora. O herbatę naprawdę trudno.
Do kawki na szybkie śniadanie można kupić buñuelo, czyli kule o konsystencji pączka, tyle że wytrawne. A tradycyjne śniadanie, które można kupić nawet za 8 zł, to nieśmiertelna jajecznica, arepa i ser. Ser zupełnie inny niż u nas. Trochę taki twarogowy, lekko słony i pyszny. Arepa to placek z wody i mąki kukurydzianej, czasem z dodatkiem sera, czasem smażona w panierce z jajkiem w środku. I jakkolwiek arepa jest znana w całej Kolumbii, to w każdej jej części przybiera nieco inną postać. 
To kraj bardzo mięsny, głównie wołowiną stojący. Trzeba się trochę nakombinować, żeby skomponować sobie obiad wege. Najprostszy sposób to zamówić ryż, czerwoną fasolę i jajko sadzone. Albo zamówić pstrąga.
Innym przysmakiem kolumbijskim, chyba moim ulubionym, jest patacón. A jest to coś, co jest zrobione z bananem, który jeszcze nie jest dojrzały, czyli nie słodki, rozmiażdżony, uformowany w placki, które są usmażone na chrupko. Pychota.
Nie spotkałam się tutaj z ani jedną sytuacją, którą mogłabym nazwać niebezpieczną. Niekomfortowo czułam się tylko raz, po zmroku w centrum Medellin, gdzie turystyka miesza się z ciemną stroną tego miasta - ze złodziejaszkami, prostytutkami i pewnie dealerami z narkotykami.
Ludzie wszędzie są serdeczni, skorzy do rozmowy i do udzielenia pomocy. 
Mit niebezpiecznej Kolumbii upadł już chyba dawno. W każdym razie na pewno po 2016 r., kiedy to prezydent kraju podpisał porozumienie z miejscowymi partyzantami, którzy czerpali zyski przede wszystkim z handlu narkotykami.
Aktualnie turystyka tutaj kwitnie i turystów z całego świata prawie wszędzie pełno, choć oczywiście żal mi Doliny Cocora sprzed 7 lat.
Na razie na lotnisku na powitanie widnieje napis: El riesgo es que te quieras quedar - Ryzyko jest takie, że zechcesz tu zostać...





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz