środa, 7 marca 2018

Borobudur i okolice

W okolicy Yogya są dwie świątynie tzw. must see: Borobudur i Prambanan. Obie oferowane przez lokalne biura podróży w pakiecie z widokiem na wschodzące słońce ze wzgórza niedaleko Borobudur. Pobudka o 4.00. Jako że już kilka razy wstawałam w środku nocy, żeby widzieć spektakularny wschód słońca, a potem okazało się, że na Wojnowie widziałam lepsze w drodze do pracy zimą, dałam sobie spokój. Wstałam za to o 5.00, żeby znaleźć się w Borobudur w miarę wcześnie rano, przed wycieczkami szkolnymi i zanim dopadnie to miejsce więcej turystów. Dotarłam na miejsce skuterem około 7.00 i może szalonych tłumów nie było, ale i tak już pierwsze dzieciaki się pojawiły. A dlaczego trzeba tak ich unikać? Bo żyć i zwiedzać w spokoju nie pozwolą. Tutaj każdy białas może poczuć się jak gwiazda Hollywoodu, bo Indonezyjczycy mają dziwny cel w życiu, żeby sobie strzelić zdjęcie z białą twarzą. Jeszcze na dodatek z tak białą to już w ogóle gratka. A, i jeszcze podanie ręki na pożegnanie to już w ogóle szczyt szczęścia.









Nie pojechałam do Prambanan. W zamian, mając do dyspozycji skuter przez cały dzień, zrobiłam sobie wycieczkę według własnego programu. Najpierw postanowiłam odnaleźć tzw. kościół kurę. A odnalezienie go wcale nie było takie proste, bo Gereja Ayam (już wiem, że po indonezyjsku ayam to kura, co jest przydatne przy zamawianiu jedzenia) jest nieźle ukryty. Albo ja mam problem z wyszukiwaniem właściwej drogi, co też jest bardzo możliwe. Kościół kura to naprawdę kura, z klimatem pt. Uwolnijmy się od wszelkich używek i kochajmy się. Tak przynajmniej ja to odebrałam. W cenie biletu darmowy snack - jakieś takie słodkie ziemniaki (chyba) usmażone w starym oleju. Ale dobre to to było.













Następny punkt programu w zamian osławionego Prambanan była świątynia o nazwie Ratu Boko, gdzie już raczej niewiele ludzi dociera, głównie wycieczki indonezyjskie. Było uroczo, cicho, spokojnie, choć i tutaj musiałam zapozować do kilku zdjęć. Cena biletu mnie trochę ścięła z nóg (25 USD), ale za to jako bonus dostałam znów voucher na jedzenie. Tym razem konkretne - wybrałam kawę i nudle po jawajsku. Smaczne 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz