Nie pojechałam do Prambanan. W zamian, mając do dyspozycji skuter przez cały dzień, zrobiłam sobie wycieczkę według własnego programu. Najpierw postanowiłam odnaleźć tzw. kościół kurę. A odnalezienie go wcale nie było takie proste, bo Gereja Ayam (już wiem, że po indonezyjsku ayam to kura, co jest przydatne przy zamawianiu jedzenia) jest nieźle ukryty. Albo ja mam problem z wyszukiwaniem właściwej drogi, co też jest bardzo możliwe. Kościół kura to naprawdę kura, z klimatem pt. Uwolnijmy się od wszelkich używek i kochajmy się. Tak przynajmniej ja to odebrałam. W cenie biletu darmowy snack - jakieś takie słodkie ziemniaki (chyba) usmażone w starym oleju. Ale dobre to to było.
Następny punkt programu w zamian osławionego Prambanan była świątynia o nazwie Ratu Boko, gdzie już raczej niewiele ludzi dociera, głównie wycieczki indonezyjskie. Było uroczo, cicho, spokojnie, choć i tutaj musiałam zapozować do kilku zdjęć. Cena biletu mnie trochę ścięła z nóg (25 USD), ale za to jako bonus dostałam znów voucher na jedzenie. Tym razem konkretne - wybrałam kawę i nudle po jawajsku. Smaczne

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz