niedziela, 13 lutego 2022

Amazonia - Leticia


Z Bogoty do Leticii leci się jakieś półtorej godziny. Korzystam - z uwagi na atrakcyjne ceny - z tutejszych linii Viva Air. I jestem pod wrażeniem ich organizacji. Po pierwsze, naprawdę z dużą dyscypliną odprawiają ludzi w kolejności od ostatniego rzędu - było szybko i sprawnie. Po drugie, w ten sam sposób, oczywiście zaczynając tym razem od siedzących w pierwszych miejscach, wypuszczali z samolotu po dwa rzędy. Co mnie zaskoczyło, nikt się nie zerwał z miejsca jak tylko można było odpiąć pasy i nie rzucił się do wyciągania swoich bagaży ze schowków nad siedzeniami, co raczej jest nagminne i powszechne, niezależnie od linii, jakimi się leci. Chyba że jest to Viva Air ;) - wszyscy siedzieli(!) i czekali na swoją kolej na wyjście z samolotu.
Widok z samolotu lecącego około półtorej godziny, w tym niemal godzinę wyłącznie nad lasami amazońskimi dopiero pozwala na uświadomienie sobie jak niewiarygodnie wielkie są te przestrzenie. Zdjęcia satelitarne czy mapy Google nie wskazują, aby były tam jakiekolwiek drogi. I patrząc na ogrom tych lasów jestem w stanie uwierzyć, że gdzieś tam żyją jeszcze plemiona, które żyją w sposób pierwotny i nie mają pojęcia o istnieniu telewizora. 
Po przylocie do Leticiii trzeba zapłacić tzw. podatek turystyczny 35 zł. 
Letcia leży na styku granic z Brazylią i Peru. Do Peru trzeba przeprawić się przez rzekę, co oczywiście jest wyzwaniem, za to do Brazylii od centrum miasta dzieli jedynie 10 minut spacerku, tak więc jest plan, żeby przed lotem do Bogoty pobrać dodatkową pieczątkę w paszporcie. 
Leticia nie była jednak celem podróży - chciałam się dostać do Puerto Nariño, które znajduje się jakieś 70 km od Leticii, a jedynym słusznym środkiem transportu, jakim można tam się dostać jest łódź motorowa. Łódź kursuje cztery razy dziennie i cieszy się dużym obłożeniem, dlatego bilet trzeba było kupić dzień wcześniej, czego oczywiście zrobić nie moglam, ale zrobili to za mnie uprzejmi ludzie z hostelu, w którym zrobiłam rezerwację. 
Na przystani sobie poczekałam, poznałam 13-osobową grupę Polaków, jakiś Czech mnie zagadywał - w sumie gdyby nie temperatura i ogólny anturaż, poczułabym się, jakbym robiła sobie wycieczkę w pobliżu domu.
Polacy odjechali wcześniejszą łódką. Ale miała być jeszcze druga. I była.
Łódź miała odpłynąć o 13.30, ale o tej godzinie kierowca stwierdził, że musi jeszcze zatankować. Tak więc po tankowaniu, powrocie, załadowaniu bardzo dużej ilości towaru na dach i bardzo dużo ludzi na pokład, uprzejmie ruszyliśmy w stronę Puerto Nariño o godz. 14.40. 
Na łodzi zdążyli się ze mną zaprzyjaźnić miejscowi przewodnicy po dżungli, więc było dość wesoło i czas miło płynął. Bo łódź działa trochę jak nasz PKS, który zalicza wszystkie wiochy po drodze. Przystanków było sporo, dużo zapasów do wiosek do wyładowania, w związku z czym podróż trwała zamiast planowych dwóch godzin, jakieś prawie 3.
Ale warto. I już się cieszę na powrót tą samą łodzią, bo to, co chciałam zobaczyć najbardziej, to ogrom Amazonki. Jest niebywale olbrzymią rzeką. Więc mimo zmęczenia, głodu chłonęłam te widoki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz