Berlin jest stworzony, aby zwiedzać go na rowerze. Miałam wrażenie, że jakieś 80% turystów w ten właśnie sposób przemierza to miasto. O wynajem roweru nietrudno. Jest oczywiście znany również u nas system rowerów miejskich, ale można wynająć też na przykład w hotelu, tak jak zrobiłam to ja ;)
Wynajem w centrum miasta, w części najbardziej obleganej przez turystów, kosztuje 12 euro, natomiast na Kreuzbergu, dzielnicy we wschodniej części Berlina widziałam oferty po 10 euro za jeden dzień. Ja wynajęłam rower w swoim hotelu, gdzie za dwa dni okupowania roweru zapłaciłam 22 euro.
W Berlinie byłam już niejednokrotnie, jednak tylko na lotnisku albo na targach turystycznych . Nie miałam natomiast okazji zwiedzić tego miasta jak klasyczny turysta. Długi weekend majowy był zatem idealny, żeby zrealizować ten plan przynajmniej w części.
Jednym z podstawowych miejsc, które trzeba zobaczyć, to Bundestag. Wstęp jest wprawdzie nieodpłatny, trzeba jednak wcześniej zarejestrować się online. Jak się okazało, w newralgicznych terminach należy to zrobić odpowiednio wcześniej - na kilka dni przed przyjazdem do Berlina niestety nie było już możliwości rejestracji na żadną godzinę w długi weekend. Oblizałam się zatem smakiem robiąc zdjęcia z zewnątrz ;)
Kolejne to Brama Brandenburska, za którą 1 maja świętowano w plenerowo - zbudowano scenę, rozłożono stoliki i mnóstwo foodtrucków, gdzie można było kupić nie tylko tradycyjne niemieckie potrawy i piwo, ale też pizzę, kolorowe drinki, wino i całkiem niezłą kawę. Następnego dnia po niemieckiej fieście nie było śladu.
Gendarmenmarkt (żandarmi rynek) z bliźniaczymi barokowymi kościołami - francuskim i niemieckim
I obowiązkowo Checkpoint Charlie - historyczna granica pomiędzy Belinem Wschodnim i Zachodnim
W planowaniu wstępów bardziej przezorna byłam jeśli chodzi o Wyspę Muzeów. A konkretnie Muzeum Pergamońskie, które ze wszystkich, które znajdują się na Wyspie, rzekomo jest najbardziej interesujące. Nabyłam zatem bilet online, co zawsze opłaca się robić dla miejsc będących tzw. "must see" dla każdego turysty dla zwykłej oszczędności czasu - bilet zakupiony wcześniej na konkretną godzinę pozwala ominąć gigantyczne kolejki.
W Muzeum w cenie biletu jest audioguide, którego polecam. Jest m.in. w języku polskim, a miły męski głos opowiada niezwykle interesująco.
Kolejne miejsce to Alexanderplatz i wieża telewizyjna. Wjazd na wieżę jednak jest dość drogi (19 euro), więc postanowiłam przełożyć go na następną wizytę w Berlinie.
Zwykle przed każdym wyjazdem sprawdzam różne blogi, bo to znacznie lepsze źródło informacji niż niejeden przewodnik. Tym sposobem dowiedziałam się o miejscach z niesamowitym graffiti, z dobrą kawą i o domku na drzewie pewnego Turka, który w środku miasta znalazł ziemię niczyją i się na niej osiedlił.
Berlin to podobno stolica street artu, a najwięcej przejawów tej sztuki można zobaczyć na Kreuzbergu i oczywiście w miejscu najbardziej znanym - East Side Gallery, to jest pozostałościach muru berlińskiego, gdzie upust swojej wenie twórczej dało wielu grafficiarzy.
Miejsca graffiti, które polecam:
Rosenthaler Straße 39 - trafić w to miejsce nie znając dokładnego adresu raczej nie byłoby proste. Podobno to w byłej dzielnicy żydowskiej, choć trudno w to uwierzyć ;)
Adalbertstraße 32 - na budynek trafiłam zupełnie przypadkowo, chyba był tam hostel
Mariannenplatz 2 - były szpital, który od lat 70-tych funkcjonuje jako centrum sztuki współczesnej
Całkiem niedaleko Mariannenplatz znajduje się słynny "domek na drzewie", który jako takiego nie przypomina - raczej jest to zlepek różnych części domu znalezionych na śmietniku. Należy do Turka niezmiennie tam mieszkającego mimo starań władz miasta, żeby stamtąd go usunąć. Władze jednak podobno już sobie odpuściły, zwłaszcza, że historia Turka i jego domek na drzewie stały się jedną z atrakcji turystycznych.
Köpenicker Straße 137 - stoją tam resztki muru okraszone niesamowitymi obrazami.
Skalitzer Straße
Miejsce z pyszną kawą, gdzie można zjeść śniadanie - The Barn na Koppenplatz 11a. Jest to jedno z dwóch bistro w Berlinie z wysokiej jakości kawą z palarni o tej samej nazwie The Barn.
Poza tym miejscem nie bardzo miałam czas na poszukiwanie wyjątkowych miejsc pod względem kulinarnym. Przypadkowo natomiast trafiłam na budkę o wdzięcznej nazwie Mustafa's Gemüse Kebap ("p" na końcu nie jest przypadkowe) na Mehrindamm. Nie jadłam tam, bo odstraszyła mnie dzika, 50-metrowa kolejka. Pomyślałam, że i tak będę tak około 21 więc może będzie mniej ludzi, ale długość kolejki się nie zmniejszyła ani o tej porze, anie dwie godziny później. Dlatego w ślepo polecam ;)
I jest jeszcze jedno miejsce. Całkiem przyjemne w słoneczne dni - wybrzeże Szprewy za Bundestagiem, naprzeciwko Dworca Głównego. Są tam knajpki z piwem, drinkami i obowiązkowym bratwurstem i leżaczki rozłożone na trawie. Można tam spędzić leniwie parę godzin: zjeść, poczytać książkę sącząc napój mniej lub bardziej wyskokowy, odmachać turystom machającym z licznych statków wycieczkowych.
Najbardziej kultowy obraz na Murze Berlińskim - pocałunek Breżniewa z Honckerem |
Miejsca graffiti, które polecam:
Rosenthaler Straße 39 - trafić w to miejsce nie znając dokładnego adresu raczej nie byłoby proste. Podobno to w byłej dzielnicy żydowskiej, choć trudno w to uwierzyć ;)
Adalbertstraße 32 - na budynek trafiłam zupełnie przypadkowo, chyba był tam hostel
Na tej samej ulicy tuż obok studio tatuażu
Mariannenplatz 2 - były szpital, który od lat 70-tych funkcjonuje jako centrum sztuki współczesnej
Całkiem niedaleko Mariannenplatz znajduje się słynny "domek na drzewie", który jako takiego nie przypomina - raczej jest to zlepek różnych części domu znalezionych na śmietniku. Należy do Turka niezmiennie tam mieszkającego mimo starań władz miasta, żeby stamtąd go usunąć. Władze jednak podobno już sobie odpuściły, zwłaszcza, że historia Turka i jego domek na drzewie stały się jedną z atrakcji turystycznych.
Köpenicker Straße 137 - stoją tam resztki muru okraszone niesamowitymi obrazami.
Skalitzer Straße
Miejsce z pyszną kawą, gdzie można zjeść śniadanie - The Barn na Koppenplatz 11a. Jest to jedno z dwóch bistro w Berlinie z wysokiej jakości kawą z palarni o tej samej nazwie The Barn.
Poza tym miejscem nie bardzo miałam czas na poszukiwanie wyjątkowych miejsc pod względem kulinarnym. Przypadkowo natomiast trafiłam na budkę o wdzięcznej nazwie Mustafa's Gemüse Kebap ("p" na końcu nie jest przypadkowe) na Mehrindamm. Nie jadłam tam, bo odstraszyła mnie dzika, 50-metrowa kolejka. Pomyślałam, że i tak będę tak około 21 więc może będzie mniej ludzi, ale długość kolejki się nie zmniejszyła ani o tej porze, anie dwie godziny później. Dlatego w ślepo polecam ;)
I jest jeszcze jedno miejsce. Całkiem przyjemne w słoneczne dni - wybrzeże Szprewy za Bundestagiem, naprzeciwko Dworca Głównego. Są tam knajpki z piwem, drinkami i obowiązkowym bratwurstem i leżaczki rozłożone na trawie. Można tam spędzić leniwie parę godzin: zjeść, poczytać książkę sącząc napój mniej lub bardziej wyskokowy, odmachać turystom machającym z licznych statków wycieczkowych.
Nad rzeką ogólnie sporo się dzieje, a leżaczki można też znaleźć nieopodal Wyspy Muzeów, gdzie przyjemnie grają uliczni grajkowie. Przy Wyspie jest także miejsce ze stoliczkami, przy których tańczą miłośnicy milongi.
Dla żądnych nocnych imprez polecam Kreuzberg. To dzielnica wielu knajp, knajpeczek i klubów. Zwłaszcza skwer na skrzyżowaniu ulic Mariannenstraße i Oranienstraße tętni tutaj nocnym życiem. To też miejsce mieszanki kultur - zachodnioeuropejskiej i Bliskiego Wschodu, gdzie przy sąsiednich stolikach siedzą Turcy przy mocnej słodkiej herbacie w prostych szklankach i Niemcy pijący cappuccino w białych filiżankach. Właściwie chyba głównie w tej części miasta można poczuć wielokulturowość.
Tyle, że jeszcze nie udało mi się zobaczyć całego Berlina. A że blisko... ;)
I jeszcze parę obrazków z niemieckiej stolicy...
Dla żądnych nocnych imprez polecam Kreuzberg. To dzielnica wielu knajp, knajpeczek i klubów. Zwłaszcza skwer na skrzyżowaniu ulic Mariannenstraße i Oranienstraße tętni tutaj nocnym życiem. To też miejsce mieszanki kultur - zachodnioeuropejskiej i Bliskiego Wschodu, gdzie przy sąsiednich stolikach siedzą Turcy przy mocnej słodkiej herbacie w prostych szklankach i Niemcy pijący cappuccino w białych filiżankach. Właściwie chyba głównie w tej części miasta można poczuć wielokulturowość.
Tyle, że jeszcze nie udało mi się zobaczyć całego Berlina. A że blisko... ;)
I jeszcze parę obrazków z niemieckiej stolicy...
Unter den Linden - wielki plac budowy |