sobota, 4 maja 2024

Skarby Navarry

O ile Pampeluna nie zachwyca, to Navarra, czyli region, którego jest stolicą, ma naprawdę kilka cudnych miejsc wartych odwiedzenia.
Dwa z nich to maleńkie miasteczka w średniowiecznym stylu, Sos del Rey Católico I Olite. Pierwsze z nich jest osadzonym na wzgórzu miasteczkiem warownym, które wydawało się całkowicie upuszczone. Pozornie tylko, bo był do dzień wolny od pracy, w który pogoda nie zachęcała raczej do wychodzenia z domu. Jednak mały bar i hoteliki miały swoich gości. Pojawili się też zwiedzający, głównie Hiszpanie i Francuzi.
Olite słynie za to z niezwykłego zamku średniowiecznego, świetnie zachowanego, którego kolejne komnaty, korytarze i schody tworzą labirynt prowadzący do kilku wież.
Zamek zdecydowanie przyciąga znacznie więcej zwiedzających.
Miasteczka łączy malownicza droga przez góry.
Na trasie z Pampeluny do Saragossy znajduje się rezerwat przypominający trochę Dolinę Monumentów. Trzeba trochę zboczyć z głównej trasy, przejechać kilka kilometrów i nagle z zieleni wpada się w pustynny krajobraz. Pętlę można przejechać samochodem, na rowerze lub nawet na piechotę. Przy czym trzeba mieć na uwadze to, że słońce jest też dość pustynnie dotkliwe.

Pampeluna i Saragossa

Pampeluna, mimo że to już nie Kraj Basków, a Navarra, ma też swoją baskijską nazwę, Iruña. O dziwo, tutaj też jeszcze sięgają baskijskie macki, dlatego też wszelkie napisy - tak jak wszędzie w tej części Hiszpanii - są w dwóch językach, baskijskim i kastylijskim (czyli nam znanym jako hiszpański). 
Nie jest to specjalnie turystyczne miejsce. Być może swój szczyt popularności osiąga w czasie 10 dni świętowania San Fermin, gdy śmiałkowie szukający większych emocji ścigają się z bykami ulicami miasta, a wyścig kończy się na arenie byków. I w sumie to chyba najciekawsze miejsce w Pampelunie, które można zwiedzić z audioguidem za 5 euro.
Równie mało porywającym miastem jest Saragossa, która słynie przede wszystkim z drugiej największej po Santiago de Compostela katedry w kraju z sanktuarium Matki Boskiej Kolumnowej (bo wg legendy na kolumnie się objawiła). Katedra robi naprawdę wrażenie, zarówno z zewnątrz, jak i w środku. 
Ciekawym, wartym odwiedzenia, jeśli już się trafi do Saragossy, jest zamek, który jakkolwiek nie jest tak okazały jak Alhambra, ale trochę ją przypomina. I też płaci się znacznie mniej niż za wstęp w Granadzie.
Każde z tych miast nabiera rumieńców i uroku dopiero wieczorem, około 20, kiedy zaczynają odżywać bary tapas. I w sumie niezależnie od dnia tygodnia - codziennie bary te się wypełniają, a właściwie ulice przy barach, bo Hiszpanie bardzo lubią po prostu kupić sobie wino czy piwo (zwykle podawane w takich samych kieliszkach) i rozmawiać stojąc w grupkach przed barem. Tym samym całe ulice wieczorem wypełnione są gwarem. Tym bardziej, że Hiszpanie są wyjątkowo głośni. 
Tapasów natomiast nie zamawia się z karty. Są wystawione przy barze na talerzach i zamawia się je po prostu pokazując palcem.
Podoba mi się tak kultura tapasowa, to spotkanie na szybkie małe co nieco, lampkę wina, zamienić kilka słów ze znajomymi, bez histerycznego wyczekiwania na stolik, bo wystarczy po prostu stanąć sobie, żeby pogadać.

piątek, 3 maja 2024

Hondarribia, gdzieś na krańcu

W kąciku, przy granicy z Francją jest ta malutka malownicza miejscowość, która słynie chyba głównie z tego, że jest śliczna i po prostu warto do niej zajrzeć na parę godzin, żeby podelektować się jej urokiem...

czwartek, 2 maja 2024

San Sebastián

Jako że jest to miasto baskijskie, San Sebastián to nazwa oficjalna, bo wersja baskijska brzmi Donostía. Sądząc po wyglądzie niezwykle zadbanych budynków, ulic, ludzi na ulicach, to dość zamożne miasto. Niezwykle zadbane, lekko eleganckie.
Turystów tu wiele, choć w polskiej świadomości to dość nieoczywisty kierunek. A San Sebastián słynie z ważnego w świecie kina festiwalu filmowego i z plaży zwanej La Concha (czyli muszla, bo przypomina ją swoim kształtem). Plaża ta jest uznawana rzekomo za najlepszą plażę miejską w Europie. Być może...
Poza tym San Sebastián należy do przodujących miejsc na mapie Europy z liczbą restauracji, które mogą się pochwalić gwiazdkami Michelin. No i nie można nie wspomnieć oczywiście o barach z z pintxos (pinchos w pisowni kastylijskiej).
Samochodem nie ma do się pchać do miasta. Parkowanie jest płatne albo zarezerwowane mieszkańców. Poza tym kierowcy są mało uprzejmi i zmiana pasa graniczy z cudem, nie ma co wierzyć, że ktoś mrugnie długimi światłami i w końcu wpuści. W Hiszpanii nie ma też co oczekiwać jako pieszy, że któryś samochód zatrzyma się na pasach - chyba dlatego co 20 metrów przejścia są zabezpieczone światłami.
Kręciłam się w kółko, żeby wreszcie zaparkować na parkingu gdzieś na obrzeżach miasta i do centrum, gdzie miałam nocleg, dojechać autobusem.
Spędziłam tu raptem jeden dzień. Być może San Sebastián ma więcej do zaoferowania, ale myślę, że nie aż tyle, żeby poświęcić mu więcej czasu.