Z Bocas del Toro przedostaliśmy się taksówką wodną do Almirante, miejscowości, która stanowi tylko bazę przesiadkową na wyspy. Stamtąd następnego dnia ruszyliśmy w stronę granicy z Kostaryką, co zajęło w sumie jakieś 2 godziny.
Urubu (sępnik czarny) - duże bydlaki i są wszędzie
Granica Guabito/ Sixaola jest przeznaczona wyłącznie dla ruchu pieszego - drogi brak...
Tak więc klasycznie po stronie panamskiej kolejeczka po pieczątkę wyjazdową, potem przy moście w jakiejś budce podatek 3$ z okazji wyjazdu z Panamy, przeprawa przez most, wypełnienie formularza migracyjnego, którym i tak specjalnie nikt się nie przejmie i pieczątka do paszportu na powitanie w Kostaryce.
Była niedziela. Mój zegarek wskazywał około 15.00. Zapytaliśmy jakiegoś pana (chyba kierowcy autobusu, obok którego stał, ale kto go tam wie), gdzie jest najbliższa plaża. Odpowiedział: Puerto Viejo. I wskazał, gdzie mamy iść na autobus. Ucieszyłam się, bo następny odjeżdżał o 15.30, więc niedługo. Coś nas jednak tknęło i poszłam zapytać pana w kasie biletowej, która u niego jest godzina. I tym sposobem się dowiedzieliśmy, że wskazówki zegarka trzeba przesunąć o godzinę wstecz, a do autobusu nie mieliśmy tylko 30 minut, ale 1,5 godziny.
W każdym razie doczekaliśmy się autobusu do Puerto Viejo, miejscowości oddalonej od Sixaola około 40 km. Wydawałoby się więc, że podróż nie będzie specjalnie długa i zajmie mniej niż godzinę. Ale trzeba przewidzieć, że... to Ameryka Środkowa. Kierowca specjalnie się nie spieszył, zatrzymywał się czasami nawet co kilkaset metrów, żeby zabrać kolejnych pasażerów, po drodze jeszcze miejscowość o śmiesznej nazwie Bribri, gdzie na dworcu autobusowym też należało odstać obowiązkowe 8 minut, i tak 1,5 godziny.
Wreszcie dotarliśmy do Puerto Viejo - miejscowości znów na wskroś turystycznej, gdzie musieliśmy się nieźle nachodzić, żeby znaleźć wolny pokój za przyzwoitą cenę. Ale znaleźliśmy za 32$ - jest cicho, na zewnątrz każdego pokoju tarasik ze stolikiem i hamakiem a wokół mikro dżungla. Poza tym wszędzie blisko, a zwłaszcza do plaży.
W Kostaryce obowiązuje inna waluta (colones), ale płatność dolarami amerykańskimi nie stanowi tutaj, to jest w Puerto Viejo, żadnego problemu, czy to w restauracji, w sklepie, czy w kasie z biletami na autobus. Przeliczają sobie według kursu 530 miejscowych za dolara, wydają w swoich i wszyscy są zadowoleni. I całe szczęście, bo jak do tej pory nie rzucił nam się w oczy żaden kantor.
Zobaczymy, jak to dalej będzie z tymi dolarami. Dalej, bo co prawda data powrotu już za kilka dni, ale jeszcze w planie wulkan Arenal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz