wtorek, 27 stycznia 2015

Panama

Kiedy już dopłynęliśmy do Panamy, wydawało się, że od zacumowania promu wystarczy pół godziny, żeby pozwolono nam opuścić pokład. Nic bardziej mylnego. Minęło jakieś półtorej godziny. A potem:
- kolejka do odprawy paszportowej, która przesuwała się dość opornie. Co nas zdziwiło, zażądano od nas biletu powrotnego i udokumentowania posiadania 500$ na pobyt w Panamie - powiedzieliśmy, że z Panamy nigdzie nie wracamy, tylko jedziemy dalej i nie mamy żadnej gotówki przy sobie, gdyż jest coś takiego jak karta bankomatowa. Pani, która nas odprawiała, przewróciła oczami i od biedy wbiła tę pieczątkę wjazdową;
- po zaliczeniu kolejki po pieczątkę trzeba było zostawić posiadany przy sobie bagaż do obwąchania przez psa (w końcu prom przypłynął z Kolumbii);
- następnie odebrać bagaż główny, ale nie do końca odebrać - on sobie czekał tylko po to, żebyśmy go sami przenieśli 30 metrów dalej na jakiś wózek, który zabierano, rozładowywano i bagaż prześwietlano.
A wszystko to się działo w jednym wielkim otwartym hangarze.
W końcu po wszystkim skierowaliśmy się do dworca autobusowego. Przy samym porcie oferowano przewiezienie busem do Panama City za 15$, a taksówkę do dworca autobusowego za 6$. Ostatecznie poszliśmy na piechotę, choć klasycznie nas ostrzegano, że to niebezpieczne. Biezpiecznie jednak dotarliśmy do dworca, autobus do stolicy odjeżdżał już, a zapłaciliśmy 3,50$ (w Panamie, podobnie jak w Ekwadorze, jedyną słuszną walutą jest dolar amerykański). 
Panama City... nie wiem, co mam powiedzieć - Quito jest piękne. 
Z daleka robi wrażenie, bo niewątpliwie nowsza część to nowoczesne wieżowce. Również dworzec autobusowy, komunikacja miejska to powiew lepszego świata.
Fakt, że niespecjalnie eksplorowaliśmy to miasto - poszliśmy tylko do starej dzielnicy, ale rzekomo części turystycznej, to jest do Casco Viejo. Tak naprawdę jedynie mały skrawek tej części miasta jest odnowiony i do dyspozycji zwiedzających. Dwa kroki w bok i już miejscowi zawracają, bo można nie wrócić żywym. Jeden z nich wymownie chwycił się obiema rękami za gardło. Przykładowo poszłam tylko 100 metrów dalej od placu, na którym zatrzymaliśmy się, bo był tam miejski internet, żeby kupić piwo. Jakiś miejscowy podszedł do mnie (potem się przedstawił jako Ricardo), poprosił, żebym przede wszystkim schowała aparat do torby i wręcz zagrodził mi drogę. Pomógł mi tylko kupić piwo i kazał zdecyzowanie wracać, skąd przyszłam. 
Poza tym, stara część Panama City to opuszczone budynki, a właściwie ich szkielety, po których widać jeszcze dawną świetność. Teraz przeznaczone są raczej do wyburzenia. 
Tak więc Panama City nie zachwyca.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz